Rijksmuseum: przywilej bycia pierwszym
Ktokolwiek wypowiada się na temat otwartości w sektorze kultury, z trudem obejdzie się bez przywołania przykładu holenderskiego Rijksmuseum. A Rijksmuseum niewątpliwie na tym korzysta. Dlatego właśnie krok, na który zdecydowali się przed kilkoma laty, udostępniając w sposób otwarty i w wysokich rozdzielczościach zasoby ze swojej kolekcji, był zarówno rewolucyjnym wyjściem naprzeciw potrzebom swoich odbiorców, jak i marketingowych strzałem w dziesiątkę.
Ważnym kontekstem dla tego wielkiego otwarcia był trwający przez wiele lat remont głównego budynku muzeum, który umożliwiał pokazywanie tylko niewielkiego wycinka posiadanej przez muzeum kolekcji. Przy okazji jednego z organizowanych w Holandii hakatonów, muzeum zdecydowało się podzielić swoimi zasobami, a te decyzja – jak wspomina Lizzy Jongma, która była zaangażowana w ten proces – bardzo szybko pociągnęła za sobą lawinę kolejnych.
Ich punktem dojścia okazało się Rijksstudio – platforma prezentująca zasoby z kolekcji, która jednocześnie zachęca użytkowników do ich remiksowania, przetwarzania i budowania własnych kolekcji.
Na przestrzeni tych kilku lat holenderskie muzeum narodowe Rijksmuseum stało się wzorem tego, jak digitalizować i jak udostępniać w sieci ogromne zbiory muzealne. W tempie dochodzącym nawet do 80 000 obiektów rocznie, rękoma 7 fotografów i niewielkiej, ale świetnie zorganizowane grupy specjalistów Rijksmuseum zasila internet sztuką. W sposób tak przystępny, że mogłoby pozazdrościć im tego komercyjne serwisy fotograficzne, a równocześnie nigdy idąc na kompromisy w kwestii jakości swojej pracy. O tym jak Rijksmuseum działa od środka i na czym polega jego sukces w pracy z cyfrowymi zasobami rozmawialiśmy z jego pracownikami podczas wizyty studyjnej zorganizowanej we współpracy z Fundacją Archeologia Fotografii.
W 2010 roku Rijksmuseum zobowiązało się do zeskanowania całej swojej kolekcji przed upływem dekady, a zatem do roku 2020. Z ponad miliona obiektów, które posiadają, w sieci w wysokiej rozdzielczości dostępnych jest już ponad 200,000 dzieł sztuki z domeny publicznej i kolejne 40,000 chronionych jeszcze prawami autorskimi (majątkowymi). Jeśli utwór, który muzeum posiada i chce opublikować jest nadal chroniony, Rijksmuseum proponuje posiadaczom praw majątkowych jedno z dwóch rozwiązań: udzielnie szerokiej licencji, która pozwoli na swobodne wykorzystanie utworów przez każdą osobę lub wąską licencję umożliwiającą jedynie pokazanie utworu w sieci. Muzeum nie negocjuje pośrednich rozwiązań, co generowałoby dodatkowe koszty i utrudniało komunikację na zewnątrz (tzn. użytkownicy musieliby rozpoznawać i rozumieć różne warianty, a w obecnej sytuacji mają jasność: albo mogą pobrać utwór i swobodnie z niego korzystać, albo mogą go jedynie obejrzeć online). To z pozoru twarde podejście idealnie oddaje zasady rządzące pracą całej instytucji: prostota rozwiązań, efektywność wydatkowanych środków publicznych i co najważniejsze, priorytetowe traktowanie ich muzealnej misji i zadań.
Holenderski porządek
Lizzy Jongma, menadżerka systemu informacji o kolekcji oraz Cecile van der Harten, kierująca procesem digitalizacji, z którymi rozmawialiśmy podczas wizyty nie ukrywały tego, jak ważne dla ich sukcesu było uporządkowanie wewnętrznego systemu zarządzania cyfrową kolekcją muzeum. Po śmiałej decyzji dyrekcji muzeum o udostępnieniu części zbiorów z domeny publicznej bez ograniczeń – która zaowocowała nagłym zainteresowaniem kolekcją Rijksmuseum w Internecie poza Holandią – reszta ich pracy polegała na stworzeniu mechanizmu, który zapewni im z jednej strony możliwość śledzenia i oceny jakości procesu digitalizacji, z drugiej – łatwego udostępniania zasobów w sieci. Po tym, jak zbiory muzeum pojawiły się w sieci, zainteresowanie ogromną, ale wcześniej mało znaną kolekcją muzeum wzrosło błyskawicznie, a w ciągu kilku lat zyskało stałych odbiorców wśród grup wcześniej nią niezainteresowanych, jak na przykład studenci, projektanci graficzni, mniejsi wydawcy. Otwarty model udostępnia zasobów jest dla muzeum ogromną oszczędnością w porównaniu z poprzednim modelem opartym na sprzedaży plików i reprodukcji, ponieważ nie wymaga dodatkowej obsługi, udzielania zgód czy zarządzania mikropłatnościami. Taką formę wolą również prywatni i publiczni sponsorzy digitalizacji, którzy chcą szybką widzieć rezultaty w postaci poprawy widoczności instytucji i wzrostu wykorzystania zasobów.
Decyzje o tym, jakie technologiczne rozwiązania trafią na stronę muzeum czy jak prowadzona jest digitalizacja są dyktowane ich efektywnością, a nie efektownością. Taki model stoi również za Rijksstudio, „internetową twarzą” muzeum.
Ten system prezentacji zasobów muzeum, służący także ich łatwemu remiksowaniu czy tworzeniu własnych kolekcji przez użytkowników inspirowany był serwisami społecznościowymi, takimi jak Pinterest czy Instagram. Jednocześnie, muzeum jest świadome działania powszechnej w sieci zasady, że tylko niewielki procent (ok. 5%) użytkowników aktywnie przetwarza treści. Jednak działalność tego typu użytkowników, nawet jeśli marginalna, pozytywnie wpływa na resztę odbiorców. Rijksmuseum nie boi się remiksów czy alternatywnych kolekcji, ponieważ kreatywność ich odbiorców oznacza większą popularność kolekcji wśród nowych grup, lepszą rozpoznawalność kolekcji i dobrą frekwencję w muzeum. Te dwa ostatnie zadania są dla nich nadal priorytetowe i działania takie jak doroczny konkurs na najlepsze wykorzystanie obrazów z amsterdamskiego muzeum to tylko narzędzia służące ich realizacji.
Otwartość jako narzędzie
W środowisku instytucji kultury przykład Rijksmuseum często kwitowany jest stwierdzeniem, że taki sukces możliwy jest tylko dzięki ogromnym środkom finansowym, jakie to muzeum ma do dyspozycji. To jednak duże uproszczenie, które zweryfikowaliśmy na żywo. Na przykład, choć muzeum zatrudnia około 600 osób, to już zespoły zajmujące się digitalizacją i udostępnianiem zasobów w sieci są niewielkie, mniejsze niż w wielu polskich instytucjach o znacznie mniejszej skali działania. Dział rozwoju muzeum, który zajmuje się nawiązywaniem współpracy z partnerami i sektorem komercyjnym jest większy od działu digitalizacji. Ten drugi jednak narzuca całemu muzeum wiele procedur i standardów działania. W efekcie Rijksmuseum zamiast zajmować się trudną do zautomatyzowania, nie przynoszącą wielkich zysków i wymagającą pracy dwóch osób sprzedażą pojedynczych wizerunków, może skupić się na partnerstwach, które przynoszą znacznie większe środki, ale równocześnie promują je i popularyzują jego kolekcje. Takim przykładem jest współpraca z największą siecią sklepów w Holandii Albert Heijn czy firmą produkującą gadżety na bazie utworów z domeny publicznej.
Domena publiczna i otwartość zasobów to nie są zwroty, które słyszy się w Rijksmuseum często. Zamiast tego, można posłuchać tam o tym, jak dbać o najwyższe standardy digitalizacji, jak skracać czas oczekiwania na zamówione w wysokiej rozdzielczości obrazy, jak popularyzować kolekcje i angażować odwiedzających, tak by ich wizyty na stronie lub w samym muzeum były tylko jednymi z wielu etapów wspólnej przygody z muzeum. To może najważniejsza tajemnica sukcesu tej instytucji, która otwartość traktuje jako najefektywniejsze narzędzie realizacji swojej publicznej misji.
Wizyta studyjna w Rijksmusuem była elementem projektu „Długie życie fotografii” realizowanego przez Fundację Archeologii Fotografii, którego Centrum Cyfrowe jest partnerem.